Marta przed naszą rozmową uprzedzała, że może być ciężko się połączyć, bo kiepsko jest u nich z zasięgiem, ale w końcu się udało. Pomimo tego, że L.A.S. stworzyła razem z mężem, dzisiaj rozmawiałyśmy tylko we dwie, bo jak sama twierdzi, mówią jednym głosem i na wiele spraw patrzą podobnie. Parę lat temu zrealizowali marzenie pewnie niejednego z mieszczuchów — rzucili wszystko i wyjechali w Bieszczady, żeby tam stworzyć miejsce, którego zawsze im brakowało. Tak powstał L.A.S. — Lokum Absolutnie Spokojne, czyli dwa intymne domki zaszyte w sercu gór.
Z braku la(s)ku
Przyjeżdżając w Bieszczady jeszcze jako para, brakowało im takiego miejsca, gdzie będą mogli być sami. Wtedy dostępne były głównie pokoje w agroturystykach (z pojedynczymi łóżkami i niewygodnymi materacami), które owszem mają swój klimat, ale nie dają poczucia odosobnienia i komfortu. Dodatkowo mniej więcej wtedy rozpoczynał się boom na małe domki (tak zwane tiny-houses), które parę lat później zawojowały nasz rynek turystyczny. Na pytanie, czy uważają się zatem za pionierów tego typu turystyki w Polsce, Marta odpowiada śmiechem, mówiąc, że oni jedynie chcieli stworzyć miejsce, do którego sami chętnie by przyjeżdżali. I tak w połowie z potrzeby, w połowie z serca tworzyli w Chmielu L.A.S. czyli Lokum Absolutnie Spokojne.
I tak 6 lat temu, spakowali swoje warszawskie życie i przyjechali tutaj, do Chmiela. Przez dwa lata prowadzili sklepik, odkładając pieniądze na wymarzone domki, aż w końcu, cztery lata temu nad Sanem zbudowali pierwszy z nich — LisiLas, a rok temu pojawił się SowiLas. Bardzo im zależało na tym, żeby przestrzeń, którą tworzą, była przyjazna i otwarta. Marta sama mówi, że nie ma u nich żadnych zakazów i nakazów, a jedynie proszą gości o uszanowanie ich pracy i otaczającej Natury. Według niej to małe rzeczy „robią klimat i robotę”. Śmiejąc się dodaje, że zawsze irytował ją brak soli czy cukru w wynajmowanych domkach. „No to w Lesie wszystko jest i niczego nie trzeba zabierać ze sobą” – wyjaśnia.
Kiedyś to było…
Marta obserwuje też, jak na przestrzeni tych wielu już lat Bieszczady zmieniają się z ostoi dzikości i nieprzebranych lasów, w turystyczne miejsce dla wielu. Jak wszystko ma to swoje dobre i złe strony, te pierwsze często mniej widoczne. Pojawiają się obawy o zadeptanie Bieszczad (już i tak niezbyt wysokich gór), o zniszczenie ich dzikości i bezpowrotne zmienienie krajobrazu tej części Polski. Potrzebę takich miejsc jak to stworzone przez Martę i Michała dobrze obrazuje kalendarz L.A.S.u. — domki dostępne są tylko na AlohaCamp, a z roku na rok wakacyjne terminy znikają szybciej.
Rozmawiając o zmieniających się Bieszczadach, nie mogłyśmy nie wspomnieć o kultowej już Chacie Wędrowca, która niedawno, po kilkudziesięciu latach, zmieniła właściciela. Na szczęście ponoć nowy właściciel wykupił przepis na naleśnika giganta, ale Marta jeszcze tam nie była żeby ocenić, czy smak pozostał ten sam. (Jeżeli nie słyszeliście o naleśniku giganta, to polecamy wygooglować).
Pod gołym niebem
Klimat dzikości (choć Marta nazywa to romantycznością) czuć już od samego początku, kiedy wjeżdżamy w las, aby dotrzeć na miejsce. Robi się jeszcze lepiej, kiedy okazuje się, że do domków nie można dotrzeć samochodem — trzeba go zostawić i paręset metrów przejść z buta. Ale absolutny spokój wynagradzają nam wszystkie trudności z dotarciem tutaj. Tuż nad rzeką, w sercu gór czekają dwa przytulne domki — jeden dwu, a drugi czteroosobowy, oba w pełni wyposażone. Jeżeli marzy Wam się spacer, podczas którego nikogo nie spotkać (no, może oprócz leśnych zwierzą), to Marta i Michał służą pomocą i z pewnością polecą parę miejscówek jeszcze nieodkrytych przez innych.
Chyba śmiało możemy stwierdzić, że nie ma drugiego takiego miejsca do obserwacji nocnego nieba jak Bieszczady. Duża odległość od miast sprawia, że niebo w tej części Polski jest na tyle ciemne, że Drogę Mleczną widać jak na dłoni. Można usiąść na leżakach, opatulić się kocem i liczyć gwiazdy wsłuchując się w leśne, nocne życie.
Niedaleko, bo zaledwie 15 km od Chmielu, w Lutowiskach, znajduje się Bieszczadzki Park Gwiezdnego Nieba.
Istnienie obszernej ewidencji wpływu jasności nocnego nieba na zachowania zwierząt w ich środowisku naturalnym wskazuje na potrzebę zbadania skali zjawiska sztucznie indukowanej poświaty nocnego nieba (zanieczyszczenia świetlnego) w obszarach chronionych. Stwierdzono, że jedynie południową część Bieszczadów można uznać za obszar wolny od zanieczyszczenia świetlnego.
Zanieczyszczenie Świetlne w Obszarach Górskich w Polsce (dr Tomasz Ściężor, Politechnika Krakowska – Wydział Inżynierii Środowiska, 2013)
Rada na koniec
Na koniec spytałam się Marty, czy po tych kilku latach prowadzenia domków i przyjmowania Gości pod swoje dachy, ma jakąś radę dla początkujących Gospodarzy. W słuchawce zapadła cisza, a ja zastanawiałam się, czy może nie straciłyśmy zasięgu, ale po chwili padła odpowiedź: „robić je tak, jakby się je robiło dla siebie — z duszą”. Tworzyć miejsca niepowtarzalne, które emanują dobrą energią i sprawiają, że Goście chcą tu wracać.